Do Belgradu mozecie dojechać samochodem, dolecieć samolotem i dopłynąć statkiem. Dzisiejsze statki turystyczne, które zawijają do portu w Belgradzie to kruzery rzeczne, ale kiedyś mieliśmy stałą linię łączącą Belgrad i Aleksandrię i to były statki przystosowane do pływania o morzach!
Linia istniała od końca lat 50-tych do początku 70-tych. Można było wsiąść na statek w porcie na rzece Sawie i wysiąść w Egipcie.
Jak płynął statek?
Najpierw Dunajem, przez Đerdap, przez Rumunię wzdłuż granicy z dzisiejszą Ukrainą a wtedy Związkiem Radzieckim, do ujścia Dunaju do Morza Czarnego. Potem do Bosforu, gdzie zahaczała o Istambuł. Pasażerowie mieli chwilę na podziwianie tego wspaniałego miasta i ruszali w dalszą drogę. Statek wpływał do Morza Egejskiego i dalsza droga prowadziła greckimi wodami, pomiędzy Kretą i Rodosem. W ten sposób przez Morze Śwódziemne statek dopływał do portu Aleksandria na północy Egiptu.
Była możliwość wysiadania i wsiadania w którymś z licznych portów, do jakich statek zapływał. W czasie tych postojów można też było poznawać świat. Taki rejs był przodkiem dzisiejszych rejsów kruzerami, którymi można opłynąć wiele miejsc w czasie jednego rejsu.
Na tej linii pływał statek Kolubara, wyprodukowany w 1957 roku w stoczni nieopodal Rijeki w Chorwacji. Miał on długość 77 m, a szerokość 8,7 m. Z uwagi na to, że statek część swojej podróży pokonywał rzekami i przeplywał pod mostami, miał nieco zmienioną konstrukcję. Obniżono mostek kapitański i zamontowano ruchomy maszt.
W tej samej stoczni wyprodukowano jeszcze trzy takie statki, nazwane nazwami serbskich rzek – Tamnava, Mlava i Morava.Wszystkie cztery przez prawie 15 lat obsługiwały linie mające początek w belgradzkim porcie. Przewoziły ludzi i towary. Później pływały po morzach.
Linię do Egiptu zlikwidowano w 1971 roku. Bardzo możliwe, że wiązało się to z budową hydroelektrowni Đerdap i problemami z żeglugą, jakie wtedy nastały.
Jak dla mnie ta bardzo egzotyczna linia belgradzkiego przewoźnika jest niesłychanie pociągająca. Chciałabym móc się wybrać w taką podróż. A wy?